Robię sobie małą przerwę od nauki, bo mózg mi się zlasuje... Nie znoszę uczyć się z wosu, a jutro mam sprawdzian. No i z historii jeszcze pyta, z biologii również. Żyć nie umierać. Dobrze, że zamiast ośmiu lekcji, mamy tylko sześć! *-*
Dziś było w miarę spoko, można powiedzieć, że nawet nudno. Znaczy oczywiście śmiałam się, jak zawsze, ale pogoda wprawiała mnie w senny nastrój. Najpierw tłumaczyłam Wero, jak się używa mojego balsamu do włosów. Coś cudownego. Potem mieliśmy dwa polaki, matematykę, przedsiębiorczość i fizykę. Dostałam 5 z kartkówki! ;o Rozpiera mnie duma, hahaha. Następnie siedzieliśmy na świetlicy i na koniec lekcja niemieckiego. Moje opowiadanie o Marii jedzącej koty było dziwne, ale okej. Na tej lekcji zawsze jest śmiesznie. Prawie zgłosiłam się do jakiegoś projektu... Dobrze, że Olek uprzedził mnie o ułamek sekundy, bo musiałabym mówić... Wróciłam z rodzicami do domu. Dziś straszna śnieżyca jest. ;_; Byłam na małych zakupach, spotkałam Elę. <3 Robienie prasówki zajmuje sporo czasu. Muszę wreszcie wprowadzić w życie plan pisania jej codziennie. No to wracam do książek, trzymajcie kciuki za wos.
Robione sto lat temu...