niedziela, 7 października 2012

Zimno mi w stopy.

Jak ja nie lubię być chora. ;o Nie mogę wtedy mówić, a ja lubię mówić! :c Wstałam dziś o dziesiątej, aby pójść do kościoła. Jeju, zostało mi jeszcze osiem różańców... Muszę się za siebie wziąć, ruszyć dupę w tygodniu. Magdę, Olę czy Donię namówię, bo nie lubię sama chodzić. Dziś szłam z mamą i Michałem na mszę, zaczęłam opowiadać o krzywych stopach, mój brat chciał wypróbować taki sposób chodzenia i przypadkowo podstawił haka mojej mamie, a jak ona glebła to myślałam, że się uduszę ze śmiechu... Dosłownie. Najpierw się wywróciła, a potem jeszcze tak jakby odbiła się od ziemi i upadła znowu. oO Tylko ona tak potrafi. Musiała iść się na cmentarz ogarnąć, bo ręce czarne, kolana w piachu, do tego pozdzierane, oj. Byłam w lidlu, kupiłam banany i przez nie zepsułam rurę od lady w kuchni, super ej. Marcin ma jutro urodziny i zaplanowałyśmy z Natalą, że mu 'sto lat' zaśpiewamy, aczkolwiek z moim gardłem nic nie wiadomo, więc chyba będę się musiała do złożenia życzeń ograniczyć. xD W końcu tylko raz w życiu jest się 'słit sixtin'. Poza tym... Jakoś chcę już jutro, mimo że mam sprawdzian z niemca, a nawet zeszytu nie otworzyłam. Najważniejsze, że mam Family Tree na angielski, huehue. Koniec tego nudnego opisu, idę założyć skarpetki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz