czwartek, 11 października 2012

A może ja lubię wjeżdżać w płot?

Cześć! Dziś czwartek, który przeżyłam bez większych problemów, aczkolwiek obudziłam się po piątej, mimo że miałam do szkoły na dziewiątą. ;o Rano rozmowa z Globusem i Komorkiem na przystanku. Pośmiałam się. Widać mamy takie samo zdanie co do pewnych tematów, haha. W autobusie tłok, bo oczywiście wszystkim zachciało się iść do szkoły na tę samą godzinę co ja. -_- Na sam początek lekcja informatyki. Jak to dobrze, że przeczytałam wczoraj temat przed położeniem się spać, bo była niezapowiedziana kartkóweczka. Piątkę dostałam, huehue. Później historia, jakoś nie mogłam się skoncentrować na robieniu notatek, aczkolwiek temat dosyć prosty, więc dam radę przy pomocy książki. ^^ Miała być fizyka, była wychowawcza = normalka. Zdjęcia klasowe są. ;o Oczywiście na każdym mega banan na twarzy + rozdwojona grzywcia, mmmmmmmm lubię to! -_- Jak dostanę to do ręki to może wrzucę, aby pochwalić się klasą czy coś w tym guście. Nic się nie uczyłam w sumie z gegry, ale jak u odpowiedzi były Ewa i Kasia to znałam odpowiedzi na wszystkie pytania. Chyba jestem mądra, tak sama z siebie. Dobra, w co ja wierzę? Na koniec niemiecki. Nie chcę znać mojej oceny ze sprawdzianu, bo jak Olek dostał 3 to co ja dostanę? ;o Ogólnie coś tam o mieszkaniu. Dowiedziałam się, że pani Magdalena na drugie ma 'tabelka', co oznacza, że reszta Partizip II mnie nie ominie. :< Oby nic jutro nie było! Ogólnie mamy skrócone lekcje, do 13:30. ;* Czyli odpada mi jeden wf i informatyka. Pana od historii i edb nie ma (ale oczywiście kartkówka z edb jest -_-), więc mamy dwie przedsiębiorczości. Żyć nie umierać. Po lekcjach z Magdą po jakiś lakier, później tradycyjnie biedronka. Na dworcu znowu pełno ludzi. Poznałam Hanię od Oli. xD Udało się mi usiąść w autobusie, wow. Wróciłam do domu, ogarnęłam kilka zadań i poszłam do Oli. Różaniec okok, ksiądz dał nam 'pocztówki', które nimi nie są. Dziewczynom już troszkę odwalało, ale dały radę. Zostało mi jeszcze pięć podpisów do zebrania. Jutro też sobie na mszę pójdę, a co! Wracałam z Olą, bo u niej miałam rower. Nagle jakaś postać z długimi, prostymi, czarnymi włosami pojawiła się nam na drodze... Pierwsze skojarzenie - klątwa, aczkolwiek była to tylko Anka. xD Poszłyśmy po drugą Olę, tańczyłam przed jej mamą, zapowiedziałam, że ma się mnie jutro spodziewać, fajnie będzie! :D A jak wracałyśmy to jechałam na składaku mojej mamy... Troszkę rozwalonym składaku, siodełko przekręca się o 360 stopni, nie ma powietrza w oponach, ale ok. Udawałam, że jadę na hulajnodze aż tu nagle wjechałam w płot od gminy, prawie nabiłam się na te pręty! ;o Jedna Ola aż musiała na chodniku ze śmiechu usiąść. A to wcale śmieszne nie było! Mogłam życie stracić! Kupiły mi gumę na pocieszenie, huehuehue. <3

Wszyscy mają mambę, mam i ja! <3 Znaczy już nie mam, bo zjadałam. Jutro mi Ola kupi ooooo. <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz